Orgazm w PeKaeSie

- Można?- zapytał.
- Proszę - burknęłam, nie odwracając głowy, a pomyślałam, że mam tyle myśli ze sobą, które więcej niż jedno miejsce zajmują. Ale spostrzegłam za późno ten fakt - nie kupiłam dwóch biletów.
Rozsiadł się trącając mnie, niby przypadkiem, ramieniem. Autobus stał jeszcze chwilę, po czym świat zaczął pomału odjeżdżać, bo przecież ja nawet małym palcem u stopy nie ruszyłam.
- Można spytać czy jedziesz do końca? -zagaił.
- Nie, ja jadę do początku.
- Dla mnie początek już z tyłu. Nie warto się cofać.

Nie miałam ochoty na rozmowę. Może poudaję, że idę spać. Nie cierpię spać w podróży.
- Postawmy sprawę jasno - odezwałam się po chwili. - Nie interesuje mnie przygoda z początkiem w PeKaeSie, PeKaPe ani innym zbiorczym transporcie - kończąc to, odwróciłam pierwszy raz głowę w jego stronę. Dosyć atrakcyjny mi się wydał. No dobra, szczęka mało mi nie opadła. Ciemnooki brunet z wyraźnie zarysowanym podbródkiem. Ach, czemuż ja tu siedzę?
- No dobrze, to zatrzymam autobus i złapiemy taryfę. Pewnie sporo będzie drożej, ale gdyby wziąć pod uwagę możliwość, że może jesteśmy jak te pasujące do siebie połówki pomarańczy...-tu zawiesił głos.


Autobus wjechał na prostą drogę. Miasto zostało w tyle. Wiele tam zostało i marzeń, i nadziei. Każdy kolejny zakręt, jak w życiu, jest inny. Jechać przed siebie i nie myśleć co dalej. Osiągnąć stan wyciszenia i spokojnie czekać na to, co życie przyniesie. Nie wychylać się z oczekiwaniami, nie szukać niczego na siłę. Kto tak robi?

Jechaliśmy tak w ciszy nie wiem jak długo. Pół godziny, może godzinę. A może ta cisza tak wpłynęła na moje odczucia.

Odezwał się pierwszy.
- Wiesz czym się różni siedzenie w kinie od siedzenia w autobusie?
- W obu przypadkach siedzisz. W obu czekasz na koniec. Film ma określoną długość, w autobusie ten czas może się wydłużyć przez korki.
- Nie miałbym dziś nic przeciwko, mam czas. Ale ty chyba na nudne filmy chodzisz.
- Powiedz mi, często to robisz?
- Ale co?
- Podrywasz kobiety w podróży?
- Nie.
- A na takiego wyglądasz.
- Może się zdziwisz, nie szukam przygód. Myślę o kimś na dłuższy dystans.
- O - zdziwiłam się tak jak przewidział.- Jakie są jej cechy? Może znam takową?
- Ożenię się z kobietą która ugotuje mi jajecznicę. Nie usmaży, ale u g o t u j e.
- Załóżmy, że znam taki przepis, wiele kobiet zresztą zna, który zaspokoi twoje niewygórowane wymagania kulinarne. Zaprosisz mnie do siebie? Ubierzesz w sam fartuszek i gdy już zjesz co podam, padniesz mi do stóp z kawałkiem metalu ozdobionym kamyczkiem? Ciekawość mnie zżera. Jak to zrobisz?
- Po pierwsze, urocza kobietko, nie zdradzam byle komu jak zdobyć klucz do mojego serca.
- Ach tak, mam się czuć wyróżniona?
Uśmiechnął się.
- Po drugie, czy nie lepiej być cierpliwym i potem mile zaskoczonym?
- Nie wiem, porywczość to moje drugie imię.
- A mi na pierwsze dali Grześ. - niesamowite, pochylił się ujął moją dłoń i pocałował mój przegub, a nie, jak zwyczaj każe, wierzch dłoni. No cóż, miło mi się zrobiło, nawet bardziej niż miło i nawet tego nie kryłam.
- Miło mi.- i też mu się przedstawiłam.
Nie, nie. Nawet o tym nie myśl, mówił mi rozum. Bo wszystko inne przepadło.


- No dobrze, ale co z tymi jajami? Czy nie masz innych wymagań? No wiesz, długonoga blondynka, szczupła, inteligenta i tak dalej i tak dalej?
- Nie.

Tym razem ja się uśmiechnęłam. Patrzył na mnie w taki sposób, że cieszyłam się z miejsca siedzącego. Fotele w autobusach są blisko, stykaliśmy się czasem kolanem, czasem niby przypadkiem dotknęliśmy się. Było gorąco. Nie jestem typem przygodnym. Seks na jedną noc to nie dla mnie. Ale z drugiej strony kto mówi, że musi być to faktycznie jedna noc? Znów zaczęłam niepotrzebnie wyobrażać sobie nie wiadomo co.
- Masz piękny uśmiech. A usta obiecują wiele. - odkleił swoje oczy od mojej twarzy i patrząc gdzieś przed siebie spytał - Gdzie zatem zmierzasz?
- Wracam z weekendu. Nie. Wracam z zakończonego etapu mojego życia.
Tak właśnie było. Pojechałam i wracam. Sama. A nie byłam sama jeszcze kilka godzin temu.
- Dobre wychowanie nakazuje mi nie pytać o więcej.- powiedział.
O tak. Tak jest lepiej. Po co facet, którego znam parę chwil, ma znać mój życiorys i numer buta?
- A ja za to mam pytanie. Po co chcesz się żenić? Czy to jest potrzebne do szczęścia?
- Dosyć dziwne pytanie, to znaczy wypowiedziane z ust kobiety brzmi jakoś tak...
- Ha! Czemu ciągle to słyszę? Znajomi koledzy się dziwią, że nie spieszy mi się do zamążpójścia. Bo do czego się spieszyć? Nie marzę o welonie, hucznym weselu. Jest fajnie, mogę wyskoczyć z chłopakiem w góry...
- ... i możesz wrócić sama...
- I nie martwić się... - ostatnie jego słowa i moje wypadły w tym samym czasie. Z naszych głów, z naszych ust. Doskonale jednak słyszałam te jego. I zamilkłam, bo cóż mogłam odrzec.
- Przepraszam, to było nie na miejscu - powiedział za to on.


Autobus zatrzymał się na przystanku. Jakby czekał na tą chwilę, jakby słyszał rozmowę i ogłosił przerwę na przemyślenie dialogu. Kierowca też coś ogłosił - postój dziesięciominutowy.

- Idę na fajkę, palisz?

- Nie - odpowiedziałam, a pomyślałam, że z chęcią bym zapaliła. Czasami żałuję, że nie mogę swojego smutku jakoś zaleczyć, zalać czy coś w tym stylu. Jestem anty nałogowa - żaden się mnie nie chce czepić.

Wstał a ja zaraz jak zniknął z pola widzenia, rzuciłam się do torebki. Zobaczyłam w lusterko, przejechałam, czym znalazłam, po powiekach, rzęsach i ustach, oklepałam policzki. I na co mi to? 

Postój skończył się nadzwyczaj szybko, a mój towarzysz podróży wrócił. Zasiadł, wcześniej hipnotyzując mnie uśmiechem.

- To na czym stanęliśmy - sam rozpoczął i to z wesołą nutką. - A tak. Na co mi żona? Do gotowania, sprzątania, prania...
- Naturalnie - zerknęłam z ironią na niego.
- Nie uwierzysz, jestem typem romantyka, który chciałby rano podawać tej samej kobiecie kawę do łóżka...
- Nie wproszę się na nią, nie pijam kawy.
- ...dlaczego to robisz?
- Ja? Ale co?
- Zamykasz się za chłodną zasłoną. Czy nie podążałaś nigdy za głosem serca?
- Zbyt często chyba... 


Pojazd, który wiózł nas do celu, stał w korku.
- Świetnie. Ja jeszcze muszę podjechać PeKaPe i na dobranockę nie zdążę - zamarudziłam sobie.
- Tu jest motel. - przysunął się do mnie, że niby do okna, bo chciał pokazać noclegownię. I zrobiło się upalnie - Moglibyśmy nasze spotkanie przedłużyć do rana. Opowiedziałbym Ci kilka bajek...
- O właśnie! I dlatego zapomnij. Bajkopisarzom dziękuję. - zaśmialiśmy się oboje.
- Szkoda... szkoda, że nie spotkałem cię wcześniej.
- Co masz na myśli?
- Bo widzisz, jest kobieta, której już coś obiecałem.
- I to nie przeszkadza ci w bajerowaniu innych?
- Tak dobrze mi tu z tobą, że stwierdziłem ...że się przyznaję. Wyjeżdżam za pół roku do Stanów. Ona już tam mieszka. Od wielu lat...
- Pasująca połówka pomarańczy? - zapytałam retorycznie a on jakoś tak się... zamyślił. Miał coś powiedzieć, ale zrezygnował.

Autobus ruszył, korki się skończyły. Patrzyłam na pola, lubię te pagórki zalesione. Nie mogłabym żyć na nizinach.
- Ładnie tu. - kontemplowałam, przerywając ciszę. Po kilku chwilach znów byliśmy razem, w tym samym dialogu, nie tylko słownym, ale i wzrokowym. A nasze ciała były tak blisko... Rozmawialiśmy o życiu, o głupotach. Flirtowaliśmy, zapominając o tym, że za kilka chwil się rozstaniemy. I gdy autobus wjechał na przystanek pomyślałam, co tak szybko?
- Goni mnie potrzeba, ale nie chcę się z tobą jeszcze rozstawać...poczekasz? - zapytał.
- Tak, wyciągnę plecak i jestem twoja...- czy ja to powiedziałam?- ...to znaczy, poczekam przed wiadomym miejscem.

Szliśmy do wyjścia w autobusie, wtem odwrócił się i zapytał dosyć głośno:
- Miałaś kiedykolwiek orgazm w PeKaeSie?
- Nie - zmieszałam się, czując na sobie wzrok współpasażerów.
- Ja dziś trzykrotnie.- powiedział z rozbrajającym uśmiechem.
Masz mnie, tym razem tylko pomyślałam.

Gdy wyszedł z toalet, poszliśmy na dworzec. Mój pociąg odchodził wcześniej. Okazało się, że on też PeKaPe pojedzie, tyle, że w innym kierunku.
- Dasz mi swój numer?
- A po co? - odpaliłam.
Nic nie powiedział, ale ja to zrobiłam. Sobie niepotrzebną nadzieję także. Potem wszystko działo się jak w filmie. Wsadził mnie do pociągu, pocałował na schodach tak, że... Oj, byłam jego przez te kilka chwil.
- Chcę jeszcze - szepnęłam, gdy przerwaliśmy. I tak trwalibyśmy w tym płomiennym uścisku nie wiem jak długo, gdyby nie...
- ODJAAAAAZD! - to konduktorzy jeszcze tak krzyczą? Chyba tylko jacyś mało romantyczni. Stają metr od całujących się i robią im kawały, które wyrywają ich skutecznie z objęć. Odwróciłam się w stronę wagonu. Dziewczyna tam stojąca uśmiechnęła się do mnie a ja jej odpowiedziałam tym samym.

I mignął mi za oknem, i znów świat zaczął uciekać, bo ja nawet małym palcem u nogi nie ruszyłam.


KONIEC

0 komentarze:

Prześlij komentarz